DrAcKo |
Trochę Tu już bawi |
|
|
Dołączył: 08 Sie 2005 |
Posty: 100 |
Przeczytał: 0 tematów
|
|
|
|
|
|
 |
 |
 |
|
Ostatnimi czasy przyszła moda na gry o tematyce wojennej. SUDDEN STRIKE i WARCOMMANDER to tylko zapowiedź tego co miało nastąpić. Korzystając z osiągnięć technologii, które wreszcie pozwalają upodobnić komputerową rzeczywistość do autentycznej, autorzy zaczęli przeistaczać wojnę na mapie strategicznej (gdzie rolą gracza było dowodzenie, a niepowodzenie znaczyło co najwyżej utratę jednostek, które można było odbudować), w czystą praktykę, czyli żywot pojedynczego żołnierza, biorącego udział w wielkiej wojnie, w wielkiej bitwie. Od niedawna możemy wcielić się w osobę funkcjonariusza jednostki specjalnej, który dzięki świetnej grze CONFLICT: DESERT STORM, wraz z kolegami miesza w planach irackiego dyktatora – Saddama Husseina. Czas najwyższy przyszedł na już dawno otaczaną mgiełką doskonałości pozycję pt. BATTLEFIELD 1942. Jak nietrudno się domyślić bazuje ona na wydarzeniach drugiej wojny światowej, przypominając co większe i bardziej kluczowe bitwy.
Piszę o tym w pierwszej kolejności, ponieważ nie sposób tego pominąć, ani zastąpić niczym innym. O co mi właściwie chodzi? O udźwiękowienie gry. Z satysfakcją mogę stwierdzić, że wydawane ostatnio programy stoją na dość wysokim poziomie jeśli chodzi o muzykę, ale w przypadku BATTLEFIELD 1942 sięga ona prawie szczytów. W momencie, kiedy nadal buszujemy w menu, zdobywając wiedzę potrzebną do przeprowadzenia satysfakcjonującej batalii, oraz ustawiamy co ważniejsze dla nas parametry towarzyszą nam nieustannie żywe tony bojowych melodii, zagrzewających serca żołnierzy do walki. Brzmią one tak soczyście i składnie, że przez dłuższą chwilę nie mogłem wyjść z podziwu. Jednak kiedy miałem nadzieje, że to już wszystko i nic mnie nie zdziwi, okazało się, że bardziej niż zadowalająco wprowadzono także głosy samych uczestników potyczek. Może brzmi to jak coś zupełnie naturalnego, ale, dziwnie, poczułem się mile zaskoczony, kiedy moje sowieckie wcielenie, wzorcowo przyjąwszy impet pocisku nieprzyjaciela na swą własną klatkę piersiową cichutko, z wyczuwalnym żalem, zaklęło cyrylicą. Także i żołnierze Osi nie skapią języka. Ogólnie da się poczuć raczej międzynarodowy klimat spotkań, ale to bardzo dobrze.
Wspominałem już, że B1942 całymi garściami czerpie z drugiej wojny światowej. Zgodne wydaje się uzbrojenie – rzecz podstawowa, a także pojazdy, samoloty, oraz jednostki pływające. Autorzy napracowali się też aby i środowisko, w którym rozgrywają się bitwy znane z lekcji historii jak najlepiej odwzorowywało rzeczywiste. Trzeba stwierdzić, że nawet udał im się ten zabieg dość dobrze. Należałoby jednak wiedzieć w jaki sposób twórcy poradzili sobie z pewnym drobnym szczegółem – istotą każdej bitwy, czyli masami żołnierzy w nich uczestniczących. Biorąc pod uwagę choćby same szacunki zgonów tej przeklętej wojny da się szybko zauważyć, że starcia były raczej liczne. Jednak w B1942 nie spotkamy grup liczniejszych niż kilkunastu żołnierzy. Dlaczego? Gdyż w każdej bitwie istnieje limit reinkarnacji botów, czyli osobowości, które po swojej śmierci w polu odradzają się w którymś z punktów aktualnie opanowanych przez ich frakcję. Moim zdaniem jest to dość ciekawe rozwiązanie, zwłaszcza że ograniczenie to można znacznie łagodzić, wydłużając tym samym czas zabawy, ale tak czy inaczej nie daje ono możliwości poczucia się w pełni uczestnikiem prawdziwej batalii. Z drugiej strony, należałoby wyobrazić sobie sytuację, w której nagle na ekranie zjawiła by się ława nieprzyjacielskiego natarcia całkowicie trójwymiarowych wojaków w liczbie tysiąca. Musiałby to być widok nieprzeciętny, ale równie zabójczy dla obrońców jak i dla naszego biednego, malutkiego i bogu ducha winnego procesora.
Coś za coś – jestem w stanie to zrozumieć. Niedopuszczalna jednak jest sytuacja, w której leżący płasko na ziemi żołnierz jest przesuwany po podłożu przez prący na niego czołg! O fakcie, że dziesięciotonowe bydle na gąsienicach miażdży ludzkie ciało z łatwością gorącego noża wbijanego w masło wiedzieli już twórcy COMMAND & CONQUER, a było to już na tyle dawno, że nie jestem w stanie bez żadnych pomocy przypomnieć sobie daty wydania tego arcydzieła. Jest to wielki zawód w stosunku do produktu, uzurpującego sobie miano uniwersalnego i najlepszego symulatora wojennego. Na szczęście jest to jedyne prawdziwe zaniedbanie w tej grze i wystarczy o nim pamiętać, aby nie dopuścić do jego wykorzystania przeciwko nam. Poza tym gra przedstawia się wyśmienicie, czasami nawet aż za bardzo. Jednym wielkim atutem B1942 jest fakt, że można robić prawie wszystko, aby osiągnąć sukces. Cel jest daleko? Zabierzmy się tam Jeepem. Przeciwnik sformował obronę nie do przełamania? Interwencja czołgu na pewno pomoże. Już na samą myśl o wachlarzu możliwości ślinka mi cieknie i paskudnie zacieram rączki, bowiem jeszcze żadna gra nie miała szerszej oferty „drogi do sukcesu”, niż ta właśnie.
Niejako podstawową formą naszego wcielenia jest szeregowy żołnierz z karabinkiem szturmowym w ręku, snajper, medyk, inżynier, czy wreszcie spec do spraw radzenia sobie z pojazdami opancerzonymi, wyposażony w przenośną wyrzutnię rakiet przeciwczołgowych. Jeśli jednak uznamy, że to niewystarczające i potrzebujemy większej siły ognia lub innego jej rodzaju możemy posiłkować się obiektami znalezionymi na mapie. Jeep to jeden z kilku pojazdów, którymi możemy się poruszać. Jeśli natomiast nie jesteśmy samolubami możemy z powodzeniem podrzucić kolegów w miejsce planowanej jatki. Każdy racjonalnie myślący żołnierz zgodzi się podjechać kawałek zamiast kombinować jak dostać się na front we własnym zakresie. Jeśli zdarzy się nam prowadzić czołg, zawsze mile widziany jest karabinier, który ze szczytowej wieżyczki będzie bronił pojazdu przed zakusami wrednych grenadierów, którzy mają fatalny zwyczaj podchodzenia od tyłu. Oczywiście strzelec wystający ponad pancerz jest łatwym łupem dla snajpera wroga i bardzo często kończy swój żywot właśnie z tego powodu.
Wojna w wykonaniu B1942 to zapętlający się łańcuch pokarmowy, w którym nikt nie stoi najwyżej i każdy stanowi zagrożenie dla innego. Samolot – wydawałoby się, że nieosiągalny, a w rzeczywistości wcale podatny na uszkodzenia. Wystarczy, ze znajdziemy sobie przytulne działko przeciwlotnicze i po sprawie. W wypadku skoncentrowanego natarcia piechoty odpowiednim rozwiązaniem będzie zasiąść za ciężkim karabinem maszynowym. Jeśli zaś poczujemy się już zmęczeni walką na lądzie zawsze możemy spróbować zabawy z pilotażem samolotu. Jest to chyba najtrudniejsze zadanie ze wszystkich, zwłaszcza, że kokpit jest raczej skąpo wyposażony i nie ma co liczyć nawet na sztuczny horyzont. Jednak, kiedy nauczymy się już jak utrzymywać się w powietrzu nadejdzie czas na konfrontację z wrogiem, korzystającym z tego samego środka transportu co my, a to już prawdziwe emocje i prawdziwa krew. Jeśli jeszcze będzie nam mało to proponuję wyruszyć na łowy okrętem typu: niszczyciel. Jest to co prawda raczej mało dynamiczne rozwiązanie, ale dość widowiskowe, a nie ma to jak po sycącym obiadku zatopić sobie kilka statków...
Możliwości jest tak dużo, że w połączeniu z monotonią bitew, różniących się od siebie tylko miejscem i stronami biorącymi w nich udział może szybko wystąpić zjawisko przesytu. Niestety, urozmaicenie dotyczy tylko okoliczności walk i niczego więcej. Zadania stawiane przed misją najczęściej mówią o konieczności zdobycia i utrzymania strategicznych punktów na mapie, co w rzeczywistości sprowadza się do wciągnięcia własnej flagi na pożądane maszty i wybicia wroga co do nogi. Aby to osiągnąć należy kosić przeciwników z pola bitwy dopóki, dopóty wraży licznik reinkarnacji wykaże zero. Nic specjalnie trudnego do zrozumienia. Wystarczy, że nauczymy się profesjonalnie zabijać i tyle. Pod tym względem gra prezentuje się dużo gorzej, niż CONFLICT: DESERT STORM. Grywalność ratuje tylko możliwość gry w sieci, wraz z kolegami. Jest to dużo przyjemniejsze, zwłaszcza, że z ludzkim sprzymierzeńcem można dużo lepiej współpracować niż z komputerową postacią. Nie znaczy to jednak, że sztuczna inteligencja jest szczególnie zacofana, ponieważ byłaby to nieprawda. Żołnierze kierowani własnymi umysłami są dość mądrzy i bez problemów radzą sobie na polu bitwy, ale zdarzają się też takie wypadki, jak „tajemnica zaginionego Jeepa”, który miał miejsce na pustyni nieopodal El Alamein. Na początku bitwy zauważyłem odjeżdżającego Gazika, na którego z resztą nie zdążyłem się załapać, ale mniejsza o to. Podczas wymiany ognia nie natrafiłem jednak nigdzie na rzeczony pojazd. Zaniepokoiło mnie to i osłabiwszy wcześniej nieprzyjacielskie ataki wyruszyłem na poszukiwania. Zgubę zastałem na ciągłej i nieustającej próbie pokonania wzniesienia zbyt stromego, aby to uczynić. Widok Jeepa załadowanego żołnierzami, który usiłował podjechać pod tą nieszczęsną górkę tylko dlatego, że leżała ona na trasie prowadzącej w linii prostej do miejsca najcięższych walk przyprawił mnie o uczucie beznadziei. Był to jednak wypadek, a jak wiadomo te nie zdarzają się często i chwała im za to.
Jeśli zaś chodzi o oprawę graficzną to jest to jedna z najlepszych jakie widziały moje oczy. Szczegółowa, ładnie animowana, solidnie wykonana – prawie marzenie. Wszystkie jej elementy stoją na najwyższym poziomie, w związku z tym niełatwo jest ją opisywać, trudno cokolwiek ganić, a i niewiadomo co chwalić najbardziej. Mogę tylko powiedzieć, że zarówno postacie, jak i pojazdy, wybuchy, czy choćby broń ręczna, której też tu niemało sporządzona jest z największą dbałością o szczegóły i perfekcjonizmem. Świetnie też twórcom wyszły efekty otoczenia, takie jak palmy, czy inne drzewa. Są to elementy nagminnie niedopracowane w innych tytułach, ale nie tu – nie w B1942.
BATTLEFIELD 1942 to nie gra w standardowym znaczeniu tego słowa, a może jest to właśnie jedna z niewielu „prawdziwych gier”. Niesie ze sobą możliwości o jakich do tej pory można było marzyć i z radością przyznałbym, że jest najlepszym symulatorem wojennym gdyby nie fakt, że twórcy właściwie zupełnie pozostawili gracza samemu sobie, licząc widocznie, że nie uda mu się znudzić całym tym przepychem. Mimo to BATTLEFIELD 1942 polecam każdemu, kto jest choć odrobinkę ciekaw jak wygląda bitwa z perspektywy zwykłego żołnierza.
Ocena opisowa:
Plusy:
-grafika;
-muzyka;
-możliwości!
Minusy:
-brak konkretnych wytycznych dotyczących misji;
-brak modułu szkoleniowego;
-czołg, nawet rozpędzony, nie jest w stanie rozjechać grupki piechoty. |
|