DrAcKo |
Trochę Tu już bawi |
|
|
Dołączył: 08 Sie 2005 |
Posty: 100 |
Przeczytał: 0 tematów
|
|
|
|
|
|
 |
 |
 |
|
Firma IncaGold przyjęła bardzo ciekawą i dość oryginalną strategię wyciągania dodatkowych pieniędzy ze swych niskobudżetowych produkcji. Otóż sprzedaje ona licencje uprawniające do wprowadzania drobnych, lecz znaczących przeróbek do swoich własnych gier. Doświadczyliśmy tego w Polsce - wydane niedawno Polskie Derby z Syrenką, Warszawą i Trabantem na pokładzie to nic innego jak Midnight Racing poddany kosmetycznym zmianom. Z kolei opisywany już na naszych stronach erotyczny symulator siatkówki plażowej XXXtreme Beach Volleyball to tak naprawdę Beach Volleyball z panienkami topless zamiast normalnych graczy. Kilka nowych modeli, nieco zmieniona muzyka i już kaska płynie...
OPCJE WALUTOWE
Gra Beach Volleyball symuluje rozgrywki siatkówki plażowej. Dyscyplina ta nie różni się w znaczący sposób od odmiany halowej. Co prawda pojedynki toczą się na gorącym piasku, w promieniach słońca, z udziałem dwóch dwuosobowych drużyn, lecz same zasady są identyczne. Chodzi o to, by wygrać trzy sety, zbierając punkty za wstrzelenie piłki na piach przeciwnika. Każda z drużyn może podbić piłkę najwyżej trzy razy, zanim przebije ją na drugą stronę.
Na płycie CD program zajmuje niewiele miejsca i instaluje się bez najmniejszego problemu, zajmując na twardym dysku niewiele ponad 30 MB. Do uruchomienia programu i w miarę płynnej zabawy wystarczy sprzęt sprzed kilku lat, w tym procesor 300 MHz z 32 MB pamięci RAM. Trzeba tylko wyłączyć opcję T&L w niewielkim okienku, które ukazuje się podczas wczytywania gry.
Zaraz na początku zabawy na ekranie pojawia się dość drętwe menu, w którym wybrać można m.in. jakość grafiki (niska, wysoka), klawisze sterujące oraz tryb zabawy (pojedynczy mecz bądź turniej, jeden gracz lub dwóch przy jednym kompie). Same spotkania również da się skonfigurować. Autorzy programu pozwolili wybrać:
- jedną z ponad 30 drużyn męskich, w tym Polskę. Gracz może zdecydować, którą z nich pokieruje, a którą przydzieli swemu komputerowemu przeciwnikowi. Niestety, nie różnią się one umiejętnościami, nie ma możliwości edycji nazwisk zawodników bądź wybrania ich spośród szerszego składu reprezentacji;
- jedną z ośmiu plaż, w tym Niemcy, Japonię, Australię, Francję, Włochy, Stany Zjednoczone, Brazylię, Hiszpanię. Różnią się one wyłącznie wyglądem;
- zabawę do jednego lub trzech setów;
- długość setu: 11, 15 bądź 21 punktów.
Duża ilość drużyn i niemała plaż nie zastąpią jednak odpowiednich licencji FIVB. O te firma IncaGold niestety nie postarała się. W polskiej reprezentacji występują więc Janusz Kwasniewski i Alexander Winetzki, a więc ludzie, o których nikt nigdy nie słyszał. Z kolei wygląd piaszczystych wybrzeży Japonii czy Włoch zupełnie nie przypomina znanych z telewizora oryginalnych lokacji, nie są to też stylizacje. Kibice siatkówki plażowej mają więc prawo być rozgoryczeni - otrzymują program, który z rzeczywistymi rozgrywkami ma niewiele wspólnego.
Co gorsza, sama rozgrywka nie wciąga. Zawodnikami kieruje się za pomocą sześciu zaledwie klawiszy - czterech kursorów kierunkowych oraz uderzenia i ścięcia. Blokowanie przy siatce również jest możliwe, lecz z reguły nie zdaje egzaminu: zawodnik z reguły mija się w powietrzu z piłką, a później dłuuuugo ląduje na ziemi, stając się przez to całkowicie bezużytecznym. Nic dziwnego, że po opanowaniu sterowania zabawa staje się szalenie monotonna. Zaraz po tym, jak przeciwnik przebije piłkę na stronę gracza, ów stara się odebrać ją, a następnie podać do kumpla. Zadanie ułatwia mu żółta plamka podświetlająca miejsce, w którym upadnie piłka. Wystarczy szybko dobiec doń i wcisnąć odpowiedni klawisz... Zawodnik odbiera piłkę, wystawia ją, następuje niezbyt widowiskowa ścina i... zabawa toczy się dalej.
OPRAWA
Niestety wykonanie gry woła o pomstę do nieba. Beach Volleyball bazuje bowiem na fotografiach, którymi uatrakcyjnia wszystkie lokacje. Skutek jest taki, że każde boisko wygląda tak samo - jak kawałek piaskownicy otoczony sznurkiem, z pikselowatą tapetą w tle. Zawodnicy poruszają się w miarę płynnie, lecz są sztywni, jakby kij połknęli. Nie wyrażają też najmniejszych emocji: nie cieszą się z udanego uderzenia, nie dodają sobie otuchy, a po idiotycznej wpadce nawet powieka im nie drgnie. Brakuje dynamicznej kamery, znanych z serii NBA Live cięć, zbliżeń i przerywników filmowych, komentatora podkręcającego napięcie. Publiczność to jedna tapeta udająca trybunę oraz kilka płaskich bitmap (w stylu tych z Maluch Racer) porozstawianych dookoła. Nawet kolorki koszulek zawodników nie pasują do oryginalnych! Nic dziwnego: z każdego miejsca ekranu wylewa się niziutki budżet tej produkcji. Bieda aż w oczy kole.
Równie niski poziom reprezentuje towarzysząca zabawie muzyka, zapisana na dysku w formacie midi. Stosowano go powszechnie przed blisko 10 laty i miałem nadzieję, że już odszedł w przeszłość. Okazało się, że jednak nie... Melodia przewodnia pojawia się w menu głównym gry i później brzęczy przez jakieś trzy minuty meczu. Następnie milknie i do końca spotkania słychać już tylko odgłosy odbijanej piłki oraz marne oklaski towarzyszące każdemu zdobytemu przez zawodników punktowi. Wyraźnie słychać, że publika nudzi się nie mniej niż gracz i klaszcze tylko z grzeczności. Co gorsza, za każdym razem robi to tak samo!
SUMARUM
Program nie jest drogi. W wersji pudełkowej można go nabyć za 10 złotych, zaś w pakiecie PC FUN 1 - za złotówkę (cały pakiet, 10 gier, kosztuje bowiem dyszkę). Co więcej, podejrzewam, że lada dzień Beach Volleyball zostanie dołączony do któregoś z czasopism o grach komputerowych. I w takiej właśnie wersji miłośnicy siatkówki mogą go sobie kupić. Za grosze, wraz z jakąś lekturką i kilkoma innymi grami. Po co? Chociażby po to, by przekonać się, że konsolowy Dead or Alive Xtreme Beach Volleyball jest o niebo lepszy... |
|