DrAcKo |
Trochę Tu już bawi |
|
|
Dołączył: 08 Sie 2005 |
Posty: 100 |
Przeczytał: 0 tematów
|
|
|
|
|
|
 |
 |
 |
|
Wśród licznych amatorskich konwersji Duke Nukem 3D to właśnie Platoon zasłużył sobie na dobrze wyeksponowane miejsce w historii gatunku. Stało się to za sprawą wydanej w 1998 roku gry NAM, będącej komercyjną wersją omawianego moda. Tym samym na cztery lata przed Gunman Chronicles i na pięć lat przed Condition Zero widowiskowa amatorska modyfikacja doczekała się swej pełnoprawnej, płatnej wersji!
Niestety, po przejściu Duke Nukem 3D: Platoon nabrałem przekonania, iż przyczyniła się do tego tematyka programu. Wietnam wciąż jeszcze pozostaje głównym kompleksem Stanów Zjednoczonych, zaś niezbyt bohaterska postawa amerykańskich chłopców systematycznie usuwana jest z kart historii za pomocą przekłamanych filmów, prezentujących bestialstwo Viet-Congu i patriotyzm uczciwych i skorych do poświęceń marines. Owe nastawienie widać już w chwilę po uruchomieniu modyfikacji; na ekranie pojawia się bowiem lichej jakości czarno-białe zdjęcie oraz równie nostalgiczny, choć niegłupi napis 'Pierwszą ofiarą wojny jest niewinność'. Nic dziwnego, że ów kompleks zainteresował później GT Interactive i nakłonił ją do stworzenia wspomnianego NAM - chyba najgorszej komercyjnej konwersji przygód słynnego blondyna. To jest już jednak zupełnie inna historia i opowiem ją przy innej okazji.
Bohaterem gry jest porucznik 2 plutonu drużyny B, twardziel i samotnik, który z niejednego pieca jadł chleb. Ma głos księcia Nukema i wygląd szeregowego żołnierzyka w moro i hełmie na głowie. Dowództwo armii amerykańskiej przygotowało dla niego siedem skomplikowanych misji, sprowadzających się do nieustannych potyczek z dobrze osłaniającym się wrogiem. Na dobrą sprawę poszczególne zadania sprowadzają się do tego samego. Należy przedostać się z punktu A do punktu B (miejsce lądowania śmigłowca lub siedziba jakiegoś generała), mordując po drodze każdego napotkanego osiłka. Tak, tak! Poziomy mają strukturę prostą jak deska, co oznacza, że mózg można zostawić w domu. Szczególnie prymitywny i zawstydzający jest zaś etap pierwszy, mający kształt zaokrąglonego boiska piłkarskiego. Cała zabawa polega na przedostaniu się z jego pierwszego końca na drugi. Wszędzie roi się od doskonale zamaskowanych przeciwników, którzy są - jak się później okazuje - jedyną i do tego bardzo nędzną atrakcją poziomu. Goście strzelają ile wlezie, pojawiają się w najmniej oczekiwanych momentach, a skryć się przed ich kulami właściwie nie ma gdzie. Żenada! Co więcej, w całym Platoon (w wersji 1.1) nie znalazłem ani jednej karty pozwalającej otworzyć drzwi w innej części lokacji, nie mówiąc już o kombinacyjnych zamkach, guzikach do wciskania czy innych przedmiotach wymuszających myślenie. Strasznie spłyca to zabawę, a jednocześnie sprawia, że program dość szybko staje się nudny.
Niewątpliwą zaletą omawianej modyfikacji są nowe bronie. Oto po raz pierwszy na ekranie pojawia się poręczna, klasyczna dwururka, lekki karabin maszynowy, miotacz płomieni, granaty, snajperka i wyrzutnia rakiet przeciwczołgowych. Niestety wszystkie te urządzenia są cholernie nieskuteczne. Czasem trzeba dwu, trzykrotnie wygarnąć ze strzelby prosto w żółtą mordę, by wróg padł na ziemię. Wietnamczycy okazują się jednocześnie niezwykle odporni na ból. Atakują niezależnie od naszych poczynań, ostrzelani nie kryją się, nie zaczajają za murem, lezą jeno na wprost i grzeją ile wlezie. Strategia ta okazuje się skuteczna, a zarazem wielce frustrująca, gdyż o apteczki trudno. Podobnie zresztą jak i o amunicję - kilkukrotnie wystrzelałem się ze wszystkiego, co miałem, a nie mogę powiedzieć, bym strzelał na oślep. Gdzie tu realizm, na który powołują się autorzy?
Ano - w otoczeniu. Przede wszystkim w grze pojawiają się bombowce. Od czasu do czasu (jednak w ściśle określonych miejscach) przelatują nad naszymi głowami, spuszczając na ziemie całą masę bomb. Na ogół pomagają nam zlikwidować umocnienia wroga - okopy, ziemianki czy dość prymitywne, lecz zadaszone chałupy - jednak przy okazji uszkadzają nasze wątłe ciałko. A schować się przed takim nalotem nie jest prosto... Nie mniej realistycznie zaprojektowano samych żołnierzy. Są ich tylko 4 rodzaje (w tym goście obsługujący wyrzutnię rakiet i samobójcy w żółtych, trójkątnych czapeczkach), ale za to każdy z nich wprost idealnie stapia się z tłem. Czasem trzeba się dobrze naszukać, by dostrzec małego żółtka, który nasuwa do nas z pepeszy, stojąc po pas w bagnie lub chowając się za drzewem. Wkurzające są też ukryte w trawie miny, na które dość łatwo wpaść. Trup na miejscu! Niby realistyczne, ale denerwujące. A przecież nie o to w grach chodzi!
Wersja instalacyjna Platoon waży niecałe 4 MB i współpracuje tylko i wyłącznie z podstawową wersją Duke Nukem 3D. Od strony technicznej oferuje niewiele. Poszczególne lokacje nie wyglądają zbyt ładnie, gdyż są podobne do siebie jak dwie krople wody. Tekstury ciągle się powtarzają, chatki wyglądają zawsze tak samo, zaś las jest po prostu koszmarnie brzydki! O różnego rodzaju landmarkach, takich jak statek obcych, monolit czy zatopione miasteczko z podstawowej wersji Duke Nukem 3D, można tylko pomarzyć. Nie zapominajmy jednak, że Platoon jest produkcją amatorską, i do tego darmową. W moim przekonaniu to usprawiedliwia owe niedoróbki... i jeśli ktoś kocha Duke Nukem 3D, to powinien sięgnąć po tą modyfikację. Chociażby po to, by docenić piękno i różnorodność oryginału. |
|